August Grabski
Kwartalnik Historii Żydów nr 2 (258),
czerwiec 2016
ISSN 1899–3044
Antysemicki pogrom
jako kolejne polskie powstanie?
Na marginesie pracy
o pogromie w Parczewie w 1946 r.
Mariusz Bechta, Pogrom czy odwet? Akcja zbrojna Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”
w Parczewie 5 lutego 1946 r., Zysk i S-ka, Poznań 2015, ss. 511.
5 lutego 1946 r. lokalny dowódca organizacji Wolność i Niezawisłość Leon Taraszkiewicz, ps. Jastrząb, dokonał ataku na Parczew. Przed tym atakiem „Jastrząb”
otwarcie deklarował, że głównym celem są mieszkający tam Żydzi, ich „rozgromienie”
i obrabowanie. Miało to również wzmocnić siłę polskich handlowców w miasteczku.
Jak się okazało, żołnierze WiN mogli liczyć na dość powszechny udział polskich mieszkańców w działaniach przeciwko liczącej ok. 200 Żydów społeczności. W konsekwencji
ataku rozkradziono lub zniszczono mienie żydowskie. Zabito trzech Żydów ze straży
ochrony miasta (Abrahama Zysmana, Dawida Tempego i Mendla Turbinera) i polskiego
milicjanta (Wacława Rydzewskiego). Milicjant zginął w walce, natomiast trzej Żydzi
zostali zabici przez „niepodległościowców” już po rozbrojeniu i wzięciu do niewoli.
Wkrótce później, już po wycofaniu się „niepodległościowców” i przywróceniu
legalnej władzy w miasteczku, przerażeni Żydzi masowo zaczęli opuszczać Parczew.
W konsekwencji najazdu WiN ich wiara w możliwość odbudowy życia w przedwojennej małej ojczyźnie została złamana. Lokalna społeczność żydowska szybko przestała
tam istnieć.
Najazd WiN na Parczew doczekał się obecnie dużej monografii autorstwa historyka z Instytutu Pamięci Narodowej Mariusza Bechty. Trudno co prawda zgodzić się
z twierdzeniem autora, że „akcja zbrojna polskiego podziemia” zyskała „w XX-wiecznej
historiografii stosunków polsko-żydowskich status jednego z najgłośniejszych »pogromów« Żydów w Polsce” (s. 19) – na pewno jest to przesada – ale nie zmienia to faktu, że
przypadek pogromu w Parczewie jest z wielu punktów widzenia bardzo interesujący.
Bechta w dekonstrukcji dotychczasowych wzmianek o pogromie w publikacjach
naukowych polemizuje z wieloma badaczami, w tym związanymi z ŻIH: Aliną Całą,
Heleną Datner i Andrzejem Żbikowskim. Jego praca imponuje przy tym rozmachem
i benedyktyńską skrupulatnością w odtwarzaniu szczegółów opisywanych wydarzeń.
Recenzje
551
Autor wykorzystuje olbrzymią liczbę źródeł, w tym źródeł wywołanych, na uwagę zasługują liczne zgromadzone przez niego zdjęcia, dołączone obfite (ponad 150 stron)
aneksy źródłowe oraz mapy. Gdyby nie skala jej ideologizacji, praca byłaby warsztatowym wzorem dla monografii historii lokalnej. Natomiast i bez tego na pewno można ją
uznać za ważną publikację w ramach antysemickiego nurtu historiografii powojennych
dziejów polskich Żydów.
Pogrom dokonany przez WiN w Parczewie widzieć należy na szerszym tle społeczno-politycznym. Po wyzwoleniu Polski spod okupacji hitlerowskiej w różnych
okolicznościach zabitych zostało ok. 650 do 750 Żydów (przy czym jest to liczba minimalna)1. Terror antysemicki był zarówno pokłosiem zjawisk kryminalnych, jak też
częścią trwającej wówczas w Polsce tzw. ograniczonej wojny domowej, w której zginęło
25 000–50 000 osób2. Część z tych zbrodni została bowiem popełniona przez antykomunistyczne podziemie. Nie dysponujemy jeszcze pełnymi danymi tego zjawiska, ale
np. wg Marka J. Chodakiewicza były to 132 udokumentowane ofiary śmiertelne wobec 271 do 474 Żydów zabitych w innych okolicznościach3. Co bardzo ważne, z badań
Chodakiewicza wynika, że spośród Żydów zabitych przez tzw. niepodległościowców
zdecydowana większość nie była związana z „władzą ludową”4.
Antysemityzm był też jednym z ważnych motywów propagandy „żołnierzy wyklętych”. Zdaniem Rafała Wnuka, wśród wydawnictw AK-Delegatury Sił Zbrojnych-WiN
Żydzi byli ukazani w negatywnym świetle w („tylko”) 10% gazetek i (aż) 40% ulotek.
Autor wyodrębnił przy tym trzy perspektywy postrzegania Żydów przez podziemie:
„Żyd komunista”, „Żyd obcy” i „Żyd lichwiarz”5.
Żydzi rzadko byli jednak głównym celem ataku podziemia. Z reguły zabijani byli,
gdy wpadli w ręce „żołnierzy wyklętych” lub przy okazji ataku na inne cele. Pod tym
względem atak z 5 lutego 1946 r. dokonany przez Leona Taraszkiewicza na Parczew
był wyjątkowy, tak jak i wyjątkowo silna była pozycji zbrojnego podziemia w tej części
województwa lubelskiego. Tuż po wojnie skala zbrodni i bezprawia za jaką odpowiadało
tam antykomunistyczne podziemie była tak wielka, że wiele osób bało się przemierzać
drogę między Parczewem i Włodawą (raptem 30 km) samochodem lub konnym wozem
i wolało jechać bezpieczniejszą okrężną drogą pociągiem (z przesiadkami w Lublinie
i Chełmie) co mogło trwać nawet… 5 dni (!) (s. 212).
1
2
3
4
5
Andrzej Żbikowski, Morderstwa popełnione na Żydach w pierwszych latach po wojnie, [w:] F. Tych, M. Adamczyk-Garbowska (red.), Następstwa zagłady Żydów. Polska
1944–2010, Lublin 2011, s. 93.
Termin stosowany za: Ryszard Nazarewicz, Armii Ludowej dylematy i dramaty, Warszawa 1998, s. 290. Liczba ofiar śmiertelnych powojennego konfliktu politycznego
jest ciągle dyskusyjna. Przytoczony szacunek ofiar za: Marek J. Chodakiewicz, After
the Holocaust: Polish-Jewish Relations in the Wake of World War II, New York 2003,
s. 25.
Marek J. Chodakiewicz, After the Holocaust: Polish-Jewish Relations …, s. 147.
Spośród 132 Żydów zabitych przez tzw. niepodległościowców zdecydowana większość (79 osób) nie może być w jasny sposób powiązana z aparatem bezpieczeństwa
(jako funkcjonariusze lub jego współpracownicy) – 25 osób to przypadkowi świadkowie cywilni – „civilian by-standers”, zaś 54 osoby zaliczone zostały do kategorii
„przynależność nieokreślona” – „undetermined affiliation”, Marek J. Chodakiewicz,
After the Holocaust: Polish-Jewish Relations …, s. 147.
Rafał Wnuk, Lubelski Okręg AK 1944–1947, Warszawa 2000, s. 199–219.
552
Recenzje
Antysemityzm
Niestety opis wydarzeń w Parczewie z początku lutego 1946 r. obecny w pracy
Mariusza Bechty zawiera się w bardzo określonych ramach ideologicznych. Zasygnalizowanie wymowy ideowej książki ma miejsce już we wstępie autorstwa Marka J.
Chodakiewicza (z The Institute of World Politics w Waszyngtonie), który poprzedza
pracę Bechty. Chodakiewicz określa metodę pisarską autora w następujący sposób:
„pisze [on] z pozycji niepodległościowych, tradycjonalistycznych, narodowych” (s. 16).
Chodakiewicz twierdzi co prawda, że „preferencje ideowe” Bechty „ani nie wykluczają
obiektywizmu, ani nie paraliżują odruchu empatii” (s. 16), jednak czytelnik biorący te
słowa za dobrą monetę będzie rozczarowany. Jak bowiem wygląda ta empatia w praktyce? Dobrze pokazuje to moment gdy autor komentuje memoriał Wojewódzkiego Komitetu Żydowskiego w Lublinie skierowany w marcu 1946 r. do wojewody lubelskiego.
Dokument ten opisywał brak bezpieczeństwa Żydów i popełniane na nich zbrodnie.
Bechta pisze: „Z ludzkiego punktu widzenia treść memoriału należałoby uznać za dramatyczną, lecz jego wydźwięk społeczny fałszuje stawkę ówczesnej walki politycznej
w powojennej Polsce. Cel [tej walki], czyli niepodległość kraju, rozpłynął się w lojalizmie
działaczy żydowskich wobec reżimu komunistycznego wyrażonym w tonie pełnym
obaw o swoja przyszłość” (s. 286–287).
Tak więc autora „ludzki punkt widzenia” zwyczajnie nie interesuje, ważniejsza jest
dla niego walka z komunistami. Jednym zaś z najważniejszych pytań jakie wyłania się
z pracy jest: czy można było rabować i zabijać ludzi/Żydów, jeśli popierali lewicowy
rząd. Kierując się pozytywną odpowiedzią na powyższe pytanie, antykomunistyczne
podziemie zabiło po wojnie w Polsce być może więcej Polaków niż AK Niemców w czasie
wojny. Odpowiedź Bechty na powyższe pytanie również jest jednoznacznie pozytywna.
Co do samych wydarzeń w Parczewie na początku lutego 1946 r., Marek J. Chodakiewicz tak przedstawia tezy Bechty: „Najazd na Parczew to odwet za kolaborację
z komuną, a nie żaden antysemicki »pogrom« – argumentuje Mariusz Bechta” (s. 9). Ze
swej strony Chodakiewicz również uznaje zasadę odpowiedzialności zbiorowej Żydów,
co jednak nie ma jego zdaniem nic wspólnego z rasizmem. Jak cierpliwie tłumaczy za
autorem, żydowscy mieszkańcy Parczewa mogą być nawet wdzięczni, że to co ich spotkało było „stosunkowo łagodne”. Pisze: „Operacja miała na celu nie usunięcie ludności
żydowskiej z Parczewa, ale ukaranie in toto [łac. wszystkich – A.G.] za jej prawdziwą czy
też wymyśloną rolę w systemie okupacyjnym [sic! – A.G.] […] Przemoc zaistniała nie
z tego powodu, że parczewscy Żydzi byli Żydami, ale ze względu na to, co robili. Sama
akcja miała stosunkowo łagodny przebieg. Uderzając w strukturę komunistycznej władzy Parczewa, powstańcy [sic!, A.G.] ograniczyli się do ukarania pojedynczych żydowskich członków aparatu terroru [sic!, A.G.] oraz do szerokiego zastosowania ekspropriacji
ludności żydowskiej przy pomocy miejscowej ludności polskiej. Gdyby istotnie celem
WiN była czystka etniczna wśród miejscowych wyznawców judaizmu, ofiar byłoby
znacznie więcej. Gdyby celem niepodległościowców było ludobójstwo, z łatwością
mogliby wymordować, jeśli nie wszystkich, to znakomitą większość Żydów” (s. 12).
Rozwijając uwagi Chodakiewicza o „niepodległościowych, tradycjonalistycznych,
narodowych” pryncypiach Bechty należy stwierdzić, że nie są to jedynie wartości zasygnalizowane przez autora w tle jego rozważań, ale ich ciężar daje się niestety odczuć na
każdej stronie pracy. Praca jest obarczona olbrzymim ładunkiem ideologicznym o charakterze radykalnie prawicowym, wyrastającym z dziedzictwa Narodowej Demokracji,
Recenzje
553
który głęboko przesyca opis wydarzeń i postaci. Elementami, które porządkują narrację pracy są więc: nienawiść do lewicy, wykluczanie jej poza krąg polskiej wspólnoty
narodowej i obywatelskiej; przeświadczenie, że źródłem działalności postępowej jest
agenturalność wobec Rosji; negacja lub przemilczenie dynamicznie powiększającego
się kręgu zwolenników władzy komunistycznej; akceptacja zasady zbiorowej odpowiedzialności Żydów; przyzwolenie na zabijanie nie tylko funkcjonariuszy państwa
polskiego rządzonego przez lewicę, ale nawet jej zwolenników. Polskość dla Bechty
związana jest głównie z klasami wyższymi – to ziemianie mieli być „historyczną opoką
polskości” (s. 33). W tym schemacie ideologicznym polityczne bojówki, tak jak w okresie II Rzeczypospolitej, mogą bić – nie jest to potępiane – Żydów, by karać ich za dużą
rolę w handlu czy też represjonować mniejszości narodowe (Żydów i Ukraińców) za
sprzyjanie emancypującej je lewicy.
Doświadczenie historyczne Żydów parczewskich przedstawione w pracy Bechty,
obejmujące okres od lat 30. do 1946 r., podlega w konsekwencji niezmiennie tylko jednemu kryterium oceny. Jest to mianowicie optyka polskiego antysemityzmu – wrogo do
nich nastawionych Narodowej Demokracji, Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych,
WiN, a w końcu autora, utożsamiającego się z ideologią wspomnianych organizacji.
W narracji Bechty równouprawnienie mniejszości żydowskiej w warunkach Polski
Ludowej traktowane jest jako rażące „przywileje”, zaś „[żydowska] społeczność była
integralną częścią komunistycznego, zinstytucjonalizowanego systemu władzy” mimo
że większość jej członków nie była komunistami (natomiast prawie wszyscy Żydzi
traktowali komunistów jako sojuszników w walce z antysemityzmem, w tym antysemityzmem podziemia) (s. 212, 306). Jak pisze historyk IPN: „Społeczność parczewskich
Żydów przez cały okres powojenny pozostawała na łasce partii komunistycznej i była
faktycznie zakładnikiem bieżącej polityki wewnętrznej i uwarunkowań międzynarodowych Polski »ludowej«. Podczas krwawej sowietyzacji obszaru Polesia Lubelskiego po
1944 r., rolę ideologicznego pośrednika między ocalałymi z Zagłady a PPR i Sowietami
odegrał w Parczewie faworyzowany przez komunistów Związek Partyzantów Żydów6. To
kombatanckie, samopomocowe stowarzyszenie żydowskich bojowców, kierowane przez
Abrahama Zysmana »Bociana«, a równocześnie komendanta paramilitarnej »ochrony
miasta«, korzystało z przywilejów politycznych i dopuszczało się z pozycji strażników
nowego porządku społeczno-politycznego, bezkarnego wyzysku ekonomicznego zastraszanych mieszkańców Parczewa. Taka sytuacja niezmiernie jątrzyła codzienne
stosunki polsko-żydowskie, doprowadzając do kulminacji antagonizmu na początku
1946 r.” (s. 306). Dodajmy, że wspomniany „bezkarny wyzysk ekonomiczny” polegać
miał np. na nielegalnym handlu prowadzonym przez eks-partyzantów lub zaborze
mienia (s. 243, 248–249).
W Parczewie, zdaniem autora, przed pogromem: „Butę i arogancję uzbrojonych
Żydów odbierali Polacy jako problem, z którym nie mogli sobie poradzić, stosując metody adekwatne do odczuwanego poczucia zgnębienia. […] Pomoc mogła nadejść wyłącznie z zewnątrz. Stąd polskim mieszkańcom Parczewa pozostawało wyczekiwanie
na stanowczą reprymendę udzieloną panoszącym się Żydom przez zbrojne podziemie”
(s. 241–242). „Sprawiedliwość” wymierzyła parczewskim Żydom 5 lutego 1946 r. lokalna organizacja WiN.
6
Na temat tej organizacji: August Grabski, Żydowski ruch kombatancki w Polsce w latach 1944–1947, Warszawa 2002, s. 43–52, 69–75.
554
Recenzje
Wspomniany pogrom miał przywrócić Żydów do tradycyjnej podległej roli jaką
mieli oni wyznaczoną w II Rzeczypospolitej. Jak pisze Bechta: „Warto zaznaczyć, że tego
typu działania były w pewnym sensie kontynuacją identycznych akcji prewencyjnych
z okresu inwazji bolszewików na Polskę latem 1920 roku. W takiej perspektywie uderzenie konspiratorów z włodawskiego obwodu Zrzeszenia »Wolność i Niezawisłość« (WiN),
z lutego 1946 r., wpisuje się w sięgający swymi korzeniami do czasów II RP permanentny konflikt polityczny rozgrywający się między instytucjami niepodległego państwa
a inspirowaną z Kremla agenturą prosowiecką działającą na polskiej prowincji” (s. 21).
Zdaniem autora: „Żydowskie poczucie »wyzwolenia« w 1944 r. stanęło w ostrym
konflikcie z polską racją stanu wyrażaną przez podziemie” (s. 211). Sprowadzenie Żydów w Parczewie przez WiN do dawnej roli obywateli drugiej kategorii było jednak
o tyle trudne, że wielu z nich było w okresie wojny partyzantami, lub spędziło wojnę
w lesie, i jako tacy reprezentowali „nowy typ Żyda partyzanta” – przetrwali bardzo
trudne lata zagrożeni przez hitlerowców, AK i NSZ; nie byli zastraszeni, otwarcie współpracowali z nową władzą (tworzoną często przez ich towarzyszy broni z lasu), nosili
przy sobie broń i potrafili się nią posługiwać. W związku z tym, jak pisze Bechta, parczewska społeczność żydowska „tryskała nadzwyczajnym optymizmem” (s. 218–221).
Nie zachwiały jej nawet tak potworne zbrodnie w okolicy, jak zamordowanie 6 Żydów
przez (najprawdopodobniej) NSZ w osadzie Wohyń (pow. Radzyń Podlaski) 27 lutego
1945 r. (s. 340–343).
W sumie, zdaniem Bechty Żydzi są winni tego co stało się w Parczewie, zasłużyli na
karę, kara była łagodna, a na dodatek Żydzi zachowali się nie fair opuszczając miasto
i opisując akcję WiN jako „pogrom”, co psuje do dziś dobre imię polskich patriotów. Co
intrygujące jednak, mimo że podstawową tezą historyka IPN jest twierdzenie, iż w Parczewie nie doszło do pogromu, w pracy brak szerszych rozważań dotyczących definicji
tego pojęcia. Autor uznaje po prostu, że akcja WiN nie była pogromem, gdyż była – zdaniem przeprowadzających ją antykomunistów i jego samego – słuszna i sprawiedliwa.
Ile pogromów ostałoby się jednak w literaturze, gdyby ich status terminologiczny
uzależnić od poczucia sprawiedliwości sprawców? Czy przykładowo sprawcy Nocy
Kryształowej nie działali w poczuciu swoich racji i obrony ojczyzny? Czy sprawcy
antysemickich burd w polskich miasteczkach w latach 30. nie czuli się polskimi patriotami i dobrymi katolikami? Rzecz jasna, recenzent rozumie intencję autora, by
w Polsce powstał konsensus, wedle którego Żydzi zabici przez „żołnierzy wyklętych”
jako zwolennicy lewicy nie byliby dopisywani do rejestru zbrodni antysemickich. Tyle,
że o podobny konsensus mogliby prosić – i to na tej samej zasadzie – apologeci szturmowców NSDAP zabijających i maltretujących Żydów jako apostołów bolszewizmu
i zarazem agentów kapitalistycznego wyzysku, wielbiciele Józefa Wissarionowicza
maltretującego Żydów nie jako Żydów, ale np. „kosmopolitów” lub przedstawicieli
spisku „syjonistyczno-trockistowskiego”, czy sympatycy Hamasu zabijający Żydów
jako „syjonistów”. Z żadną z tych grup nie został oczywiście (na szczęście) zawarty
w świecie akademickim konsensus, że ich antysemickie zbrodnie zostaną uznane za
w jakikolwiek sposób mniej godne potępienia.
Dodatkowo zdaniem Bechty akcja WiN ma nie zasługiwać na miano pogromu,
gdyż wymierzona była przede wszystkim, lecz nie tylko przeciw Żydom (ale też komunistom). Rzecz jasna pojęcie pogromu jest nieostre i w literaturze przedmiotu mamy
do czynienia z wieloma różnymi definicjami. Jednak niezaprzeczalne jest, że istotą
Recenzje
555
tego pojęcia niezmiennie pozostaje zbiorowa przemoc wymierzona przeciwko Żydom7.
Taka też była zasadnicza istota wydarzeń w Parczewie 5 lutego 1946 roku. W tej sytuacji
negowanie pogromowego charakteru wydarzeń w Parczewie na podstawie moralnego
przekonania sprawców co do ich słuszności czy posiadanie przez nich dodatkowego
celu przemocy uznać należy za zupełną pomyłkę lub manipulację.
Antykomunizm
W manichejskiej wizji Bechty świat dzieli się na szlachetnych polskich antykomunistów i potwornych sympatyków lewicy (pochodzenia polskiego, żydowskiego
i ukraińskiego), wspomaganych przez rywalizujących z nimi w moralnej nikczemności
„Sowietów”.
Antykomuniści z WiN określani są dziwacznymi i pompatycznymi nazwami świeżej daty – spopularyzowanymi czy wręcz wymyślonymi dopiero w III Rzeczypospolitej – „niepodległościowcy”, „powstańcy”, „żołnierze wyklęci”. Traktowani są oni jako
kontynuatorzy Państwa Podziemnego (choć przecież jedynie mniejszość żołnierzy AK
związała się z powojennym podziemiem); jako reprezentanci jedynego prawdziwego
państwa polskiego utożsamianego z rządem emigracyjnym (choć w 1945 r. rząd londyński utracił nie tylko poparcie międzynarodowe, ale nawet części swej emigracyjnej
bazy ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele); w końcu jako demokratyczna alternatywa wobec komunistycznej dyktatury (choć II Rzeczpospolita, do której nawiązywali
„niepodległościowcy” przez większość swej historii również była dyktaturą, zaś kwestia,
czy większość opozycji zbrojnej miała charakter liberalno-demokratyczny, jest bardzo
dyskusyjna).
W swej pracy Bechta bardzo świadomie posługuje się terminem „Polacy” jako kategorią z definicji antylewicową, stojącą w opozycji wobec świata moralnego zła jaki
tworzyli: „tubylczy komuniści” (Bechta unika w ten sposób pisania o „polskich komunistach”), „zsowietyzowani Polacy”, „osoby pochodzenia żydowskiego nierzadko
przekonane o swojej zupełnej bezkarności”, „panoszący się na każdym kroku żydowscy kombatanci”, „władza kolaborantów” i szerzej „powolna degeneracja w systemie
komunistycznym” (s. 21, 27, 28, 41, 178, 191). Autor pisze np. „Polacy mieli religijne
i historyczne przesłanki, by odrzucić komunizm uosabiany przez towarzyszy z PPR i ich
akolitów” (s. 307). Z jednej strony mamy więc po wojnie Polaków, z drugiej członków
PPR (w domyśle: których związek z Polakami jest problematyczny). Nadejście rządów
lewicy oznaczać miało rzekomo „wręcz cywilizacyjne zagrożenie bytu narodowego”
(s. 29), zaś funkcjonariusze nowego państwa przeprowadzającego radykalne reformy
społeczne byli jedynie „tępymi, bezwolnymi, a przez to bezrefleksyjnymi wykonawcami
woli przebiegłych sowieckich doradców” (s. 180).
Jak wielka jest skala odrzucenia komunistów przez Bechtę, bardzo dobrze widać
w jego opisie ostatnich miesięcy II wojny światowej. Historyka IPN tak dalece nie interesuje ostatni okres walki z hitleryzmem, że porównuje świadczenia wojenne jakimi
obarczono polskich chłopów z przymusowymi kontyngentami dla Niemców (s. 34).
Kontyngenty te miały zresztą służyć zdaniem autora nie wspólnej polsko-radzieckiej
walce z faszyzmem ale „sowieckiej machinie wojennej” (s. 195). W odniesieniu do mło7
Np. John Klier, Russians, Jews, and the Pogroms of 1881–1882, Cambridge University Press 2011, s. 58
556
Recenzje
dzieży branej wówczas do Wojska Polskiego stwierdza: „Konspiracja Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych stanęła przed dramatycznym wyborem – dezercja lub pójście na
front i perspektywa śmierci w działaniach wojennych [sic! – A.G.]” (s. 148). Bechta nie
widzi więc żadnego powodu, dla którego Polacy mieliby dobijać III Rzeszę, a uchylanie
się od ówczesnego poboru uważa za patriotyzm. Zadaniem niepodległościowców była
wówczas dla Bechty nie walka z hitlerowcami, ale z polską lewicą. Autor zajmuje takie
stanowisko, mimo że nie polemizuje z faktem, iż kierowane przez komunistów Wojsko
Polskie cieszyło się sympatią większości społeczeństwa (por. s. 337).
W stosunku do obu sfer rzeczywistości przedstawianych w pracy: dobrych antykomunistów i złej lewicy stosowane są różne kryteria opisu. Przykładowo Bechta lubi
rozwodzić się o wielkich wpływach Narodowej Demokracji, Armii Krajowej czy tzw.
żołnierzy wyklętych. Jednak gdy wpływami cieszą się komuniści, z reguły ignoruje
takie sytuacje. Tymczasem jeśli w 1936 r. w rejonie parczewskim Stronnictwo Narodowe
skupiało 203 członków, to w nieodległym 1933 r. na tym samym terenie Komunistyczna
Partia Polski miała niewiele mniej, bo 176 członków (s. 52, 58). Podobnie, choć autor
ciągle podkreśla poparcie lokalnej ludności dla AK i WiN, to równocześnie ignoruje, że
pod koniec 1944 r. na 16 gmin powiatu włodawskiego wg samej AK w połowie dominowała PPR (s. 232). Również wg raportu sytuacyjnego II rejonu AK Obwodu Radzyń
Podlaski najbardziej wówczas popularnym stronnictwem na wsi był… PPR (s. 334).
Historyk z IPN nie tylko nie potępia antysemickiego terroru i bojkotu w przedwojennym
Parczewie, ale w tym kontekście jako sprawców przemocy najplastyczniej („uzbrojeni
w puste butelki i kamienie”) przedstawia… Żydów atakujących narodowców (s. 54). Jeśli
wg autora komunistyczne i żydowskie grupy partyzanckie walczące z hitlerowcami były
de facto formacjami bandyckimi okradającymi polskich chłopów (s. 229), to z drugiej
strony obrabowanie Żydów przez oddział WiN nie jest już rabunkiem i bandytyzmem
ale jedynie „podreperowaniem finansów organizacyjnych i aprowizacji” przez niepodległościowców (s. 261). Zdawać by się mogło, że Bechta mógłby dostrzec w postawie WiN
wobec Żydów szowinizm, jednak termin „szowinistyczne postawy”, co zdumiewające,
odnosi w swej pracy jedynie do… lokalnych ukraińskich komunistów (sic!) (s. 64).
Takich prac będzie więcej
Reklamując pracę Bechty Sławomir Cenckiewicz pisze na jej okładce: „odbicie
Parczewa z rąk komunistów przez partyzantów Zrzeszenia WiN na początku 1946 r.
będzie dla mnie symbolem powstania Polaków przeciwko narzuconej przez Moskwę
władzy”. Sarkastycznie można odnotować, że jeśli powstania narodowe mają być trudne
do rozróżnienia z pogromami antysemickimi to może nie każde powstanie warte jest
poparcia? Być może nawet nie każda „niepodległość” warta jest walki, jeśli „podległość”
niesie z sobą większy postęp społeczny. Czy uznanie zabicia kilku Żydów ze straży
ochrony miasta, zastrzelenie polskiego milicjanta, ograbienia i zdemolowanie żydowskich mieszkań za „symbol powstania Polaków przeciwko narzuconej przez Moskwę
władzy” nie jest drwiną z prawdziwych powstań narodowych?
Tak czy inaczej – z racji obecnej sytuacji politycznej w Polsce – takich książek jak
praca Mariusza Bechty spodziewać się można w najbliższym czasie więcej. Tym bardziej, że podobne publikacje mogą już teraz liczyć na dobre przyjęcie jako zarówno
patriotyczne, jak i odważne. Zdaniem Sławomira Cenckiewicza (notabene świeżo upieczonego Pełnomocnika Ministra Obrony Narodowej ds. Reformy Archiwów Wojskowych
Recenzje
557
oraz pełniącego obowiązki dyrektora Centralnego Archiwum Wojskowego): „Gdyby
polska historiografia miała tak rzetelnych i odważnych historyków, byłbym spokojny
o nasze wewnętrzne boje o pamięć i politykę historyczną broniącą dobrego imienia
Polaków. Polska historia potrzebuje właśnie takich mikrostudiów”. Warto w tym miejscu
odnotować też choćby część mediów, które udzieliły patronatu książce Mariusza Bechty.
Wśród bardziej znaczących możemy wymienić: kanał TVP Historia, telewizję Republika,
tygodnik „Do Rzeczy”, miesięcznik „Historia Do Rzeczy”, miesięcznik „w sieci Historii”,
dwumiesięcznik „Arcana”, Katolickie Radio Podlasie. Z kolei Chodakiewicz zauważa:
„Mikrostudium Bechty albo zostanie przemilczane, albo wywoła histeryczną burzę,
chociaż powinno zachęcić do odważnej debaty nad tematami kontrowersyjnymi oraz
rozmaitą interpretacją zjawisk kolaboracji, dostosowania i oporu” (s. 9). Tak pięknie
zaproszeni – odważnie debatujemy. Byłoby bowiem źle, gdyby takie publikacje pozostały bez odpowiedzi.